W lesie mieszka bardo dużo różnych istot. Las jest domem, matczyną ziemią, dla wielu. Są to istoty widzialne – takie jak na przykład drzewa, wiewiórki, lisy, niedźwiedzie. Półwidzialne – między innymi sowy, jeże, czy pająki. Są też te całkowicie niewidzialne, które niekiedy w językach ludzi nie mają nawet imion, nazw czy innych etykiet. I choć niewielu w takich spotkaniach brało udział, w szczególności z niewidzialnymi istotami, są i tacy, którzy tego doświadczyli. I są to zazwyczaj wydarzenia, mniej lub bardziej, zmieniające życie. By spotkanie było możliwe jednak, potrzebne są opanowanie sztuki głębokiego, uważnego słuchania, nauczenie się poruszania w ciemności i rozwijanie zdolności do czucia całą sobą.
Leśne istoty, zazwyczaj, nie posługują się ludzką mową. Zdarza się to czasami, ale w ograniczonym zakresie. Język lasu jest językiem ciała, czucia, intuicji. Leśna mowa angażuje w całości. Wszystkimi zmysłami. Cały czas się tworzy, zmienia na naszych oczach. Nie sposób jej uchwycić, złapać nawet na momencik. Dlatego też nie ma takiej możliwości by stworzyć rozmówki leśne albo inny przewodnik po leśnym porozumiewaniu się dla laików. Tylko nieustanny kontakt z lasem może sprawić, że zaczniemy rozumieć leśnych mieszkańców. By nauczyć się leśnego języka potrzebujemy stać się lasem. A raczej zrozumieć, że każdy, kto do lasu wchodzi, staje się nieuchronnie jego częścią. Jesteś lasem, kiedy jesteś w lesie. Dlatego to tak ważne by traktować las tak, jak sami chcielibyśmy, bądź chciałybyśmy być traktowane. Z wielkim szacunkiem. Z wielką czułością, wrażliwością i delikatnością. Z uważnością na to, że jesteśmy częścią jakiejś większej całości. I że wszystko co robimy ma dla tej całości niemałe znaczenie. A na pewno dużo większe niż nam się wydaje.
Niestety w dzisiejszych czasach sztuka rozmawiania z lasem zanika wśród ludzi, jest znana tylko niewielu wybrańcom i wybrańczyniom. Ci z resztą, zazwyczaj, postanawiają pozostać w ukryciu i w milczeniu. Tak to już jest, że, gdy nauczysz się leśnej mowy, okazuje się, że niewiele już zostaje do powiedzenia w świecie ludzkim. A mówienie staje się możliwe jedynie wtedy, gdy jest na prawdę coś ważnego do powiedzenia. I gdy mamy pewność, ze jest po drugiej stronie ta-która-słucha, bądź ten-który-słucha.
Język lasu jest językiem miłości. Tak, dokładnie o to chodzi – by mówić po leśnemu, trzeba las i jego mieszkańców, w całości pokochać. Wtedy to pojawia się nieodparte pragnienie by stać się lasu uczennicą lub uczniem. A samo to pragnienie, sama ta tęsknota jest jedynym, acz koniecznym, warunkiem przyjęcia. Wtedy zostajesz przyjęta w progi leśnej szkoły, w której nauka się nigdy nie kończy. Potrzebny jest pełen entuzjazm i zaangażowanie. W leśnej szkole nie ma ocen, sprawdzianów, nie ma zadań do wykonania. Jest bycie. Bycie to jedyne co trzeba. W lesie trzeba być i trzeba być regularnie, nawet gdy się w lesie nie jest. Jest to możliwe nawet gdy na krócej lub, nie daj boże, na dłużej utkniesz w mieście. W tym przypadku można las odwiedzać we wspomnieniach, w snach i wizjach. Dotykając bosą stopą skrawka nagiej ziemi. Dotykając czułą ręką kory napotkanego drzewa. Oddychając, świadomie i z wdzięcznością, powietrzem, które dla nas z wielkim zaangażowaniem, wyprodukowały rośliny. Głęboko oddychając, do brzucha. Ten oddech nie pozwoli zapomnieć.
Taka właśnie las-kochającą istotą była mała Dziewczynka, która jest bohaterką tej opowieści. Trudno powiedzieć od czego się zaczęło. Bo już w wózeczku radowała się i uspokajała gdy wraz z mamą odwiedzała las. Gdy natomiast długie zimowe miesiące zmuszona była pozostawać w mieście, chorowała z tęsknoty. Odkąd tylko nauczyła się samodzielnie siedzieć, jej ulubionym zajęciem było przyglądanie się temu jak drzewa rosną. Jej uważne oko potrafiło uchwycić ten najbardziej subtelny z subtelnych ruch. Nic więc dziwnego, ze las wybrał ją na swoją uczennicę, a leśne istoty, bez wyjątku, uznały ją za siostrę. I chociaż Dziewczynka nic nie wiedziała o tym, ze jest leśną uczennicą i siostrą, swoje obowiązki spełniała celująco. Była w lesie regularnie, jak nie fizycznie to w wyobraźni. I las kochała bezbrzeżną miłością.
Kiedy Dziewczynka skończyła 7 lat przyszedł moment, w którym las i leśne istoty postanowiły zwołać dla niej krąg. Podczas kręgu miała odbyć się ceremonia zapoznania się z leśnym przewodnikiem i przyjęcia daru. Każda uczennica lasu, bowiem, rodzi się ze specyficznym, tylko jej danym darem. Jej obowiązkiem jest ten dar ukochiwać, karmić, pozwalać mu się rozwijać i za nim podążać. Każdej uczennicy towarzyszy także, przez całe życie, przewodnik bądź przewodniczka, wybrane spośród leśnego plenienia. Czasem jest ich więcej niż jeden, niekiedy, gdy czasy są ciężkie i potrzebne jest szczególne wsparcie, dołączają inne. Leśna dziewczynka, choć często o tym nie wie, nigdy nie jest sama. Przewodnik bądź przewodniczka towarzyszy jej nieustannie na ścieżce rozpoznawania, wzmacniania, karmienia i ujawniania w świecie jej specyficznego daru.
Przewodnikami mogą być istoty widzialne, półwidzialne i niewidzialne, zazwyczaj jednak są to zwierzęta. Leśną dziewczynkę i przewodników łączy nić bezinteresownej miłości. Duchowe pokrewieństwo i podobieństwo, niekiedy bardzo fizyczne. Jeśli więc, droga osobo czytająca, zobaczysz dziewczynkę, która np. w swoim sposobie bycia przypomina do złudzenia jakieś zwierzątko, możesz być pewna lub pewny, że to jej przewodnik właśnie ci się objawił. Dziewczynka, bowiem, energię przewodnika ma cały czas w sobie, a także dookoła siebie, roztaczając specyficzną, ochronną aurę.
Zleciały się więc, leśne istoty, by przygotować ceremonię i powitanie, na którą Dziewczynka została wezwana mocą wewnętrznej tęsknoty. Obudziła się w środku nocy i poczuła nieodpartą chęć wyjścia na zewnątrz przed dom. Niewiele myśląc, ubrana w piżamkę i owinięta w kocyk, wyszła w ciemność stawiając swoje bose stopki na ziemi. Było lato, czas gdy ziemia nawet nocą, jest przyjemnie rozgrzana od słońca. Czucie ziemi pod bosymi stopami sprawiało Dziewczynce wielką przyjemność, a buty zakładała tylko z wielkiej konieczności. Tak się składało, że letni dom jej rodziców znajdował się na samym skraju lasu. Przed domem stała drewniana huśtawka, a na niej siedziała ona – ogromna sowa rasy puchacz. Wlepiała w Dziewczynkę swoje świecące w ciemności, pomarańczowe oczy. Dziewczynka i Sowa patrzyły się na siebie w milczeniu dłuższą chwilę. Jej oczy są jak ogień, pomyślała dziewczynka. Piękne było to spotkanie, w którym odnalazły się wzajemnie – Dziewczynka w Sowie i Sowa w Dziewczynce. Rozpoznały się jako leśne siostry. I połączyły się.
Wyruszyły, ramię w ramię, Dziewczynka z Sową i Sowa z Dziewczynką, w głąb lasu, po zarośniętej, bardzo dawno niedeptanej ścieżce. Tak zarośniętej, że aż trudno uwierzyć, że ścieżką kiedyś była, chociaż Sowa i Dziewczynka nie miały ku temu żadnych wątpliwości.
Z wielką ufnością, która tylko z takiego połączenia płynie, podążyła Dziewczynka za Sową – przewodniczką. Czasem biegła a czasem leciała, czasem jej się zdawało, że ma sowie skrzydła.
Aż dotarły do świetlistej, srebrnej rzeki, która zdawało się, że wypływa z księżyca. Dziewczynka podeszła do rzeki z czułością i radością w sercu, jak do dawno nie widzianej przyjaciółki i zaczęła pić. Nic tak nie ugasiło mojego pragnienia, jak srebrna woda z księżycowej rzeki, nigdy wcześniej! – wykrzyknęła radośnie zwracając się do Sowy i czując jednocześnie, że nie są już same.
Doczekałyśmy! Dotrwałyśmy! – usłyszała za sobą szepty pełne ekscytacji.
Tak, tuż za nią, tuż ja jej plecami zobaczyła ogromny krąg leśnych istot. Były tam zwierzęta i leśne duchy. Lecz nie tylko! W kręgu był cały tłum kobiet, które, choć tak różne, bardzo do siebie podobne. Wszystkie jednocześnie patrzyły i widziały Dziewczynkę, z uśmiechem na twarzach, który jasno sugerował, że wszystkie one ją doskonale znają.
Ty jesteś nasza wnuczka! – powiedziała kobieta o spojrzeniu identycznym wręcz z tym, które Dziewczynka spotyka na codzień w lustrze, a w jej głosie obecna była niespotykana czułość. Tak długo na Ciebie czekałyśmy! Ty jesteś tą – która – może!
Jesteś wnuczką Kobiet-które-rozmawiały-z-Lasem!
Kobiety, mimo, że wyglądały na wiek mocno podeszły, porwały dziewczynkę w pełen życia i wigoru, radosny spiralny taniec. W tańcu tym zobaczyła historię swoich przodkiń. Z każdą kolejną wspólnie zatańczoną spiralą, historia i cała mądrość w niej zawarta, rozwijały się coraz bardziej.
Przodkinie, całkiem jak ona, zakochane były w lesie od wieków. Były lasu uczennicami. Znały doskonale język leśny i umiały rozmawiać ze wszystkimi leśnymi istotami. Potrafiły nawet zobaczyć to co niewidzialne i usłyszeć to czego usłyszeć się nie da. Zostały w lesie, bo kiedy raz się do lasu wejdzie, ale tak prawdziwie, z miłością i czułością, zostaje się tam na zawsze. Jakaś część ciebie zostaje. A pozostałe części, które poszły gdzieś w innym kierunku, pozostają z lasem na zawsze związane niewidzialną nicią. Nicią, która wciąż się rozwija. Dlatego przodkinie naszej bohaterki jakąś częścią siebie, tą najbardziej głęboką, z brzucha, w lesie na zawsze zostawiały.
Historia kobiecej linii przekazu, jest nieco smutna. Dużo w niej bólu, który płynie z oddzielenia. Kończy się jednak happy endem, o którym opowieść właśnie się zaczyna. W czasach, w których za rozmowy z lasem groził najwyższy wymiar kary, przodkinie w lesie znalazły kryjówkę. Pobierając nauki od niewidzialnych istot, opanowały do perfekcji sztukę bycia niewidzialną i dostały przydomek tych-które-się-ukrywają. Potem zdolność bycia niewidzialną i nawyk ukrywania się przechodził z pokolenia na pokolenie. I choć początkowo było to wielkie błogosławieństwo, kilka pokoleń później zaczęło już mocno ciążyć, a nawet sprawiać trochę problemów. Nie można było wnuczek zapraszać na ceremonie i spotykać się z nimi w kręgu. Ukrywanie okazało się tak skuteczne, że przodkinie ukryły się same przed sobą. Zapomniały kim są. Zaczęły dar widzieć jako przekleństwo. Przez to musiały w wielkim zagubieniu iść przez życie, uważając na to by się ich dar ukradkiem gdzieś się nie wymsknął. Co nie zawsze się udawało. I chociaż czasy, o których mowa wcześniej, minęły, wielki lęk pozostał. Zwijał się i zwijał, powoli z każdym pokoleniem było go nieco mniej i mniej. A Dziewczynka była tą, która jako pierwsza mogła się z nim całkowicie pożegnać. Och jak bardzo długo na nią czekały! Na ten pierwszy, już prawie że jawny, krąg i ceremonię!
Kochana wnuczko! Jest dar, zostawiłyśmy go w tobie, on jest ukryty w Twoim ciele. Tam masz wszystko, jak na dłoni, opisane. Cała instrukcja obsługi daru, rady dotyczące pielęgnacji, karmienia, przechowywania i przekazywania dalej tam są! Oczywiście to tylko część prawdy, bo resztę potrzebujesz odkryć sama. Za rączkę prowadzimy Cię tylko do pewnego momentu. Będziesz wiedziała, gdy przyjdzie czas na to by tkać nowe wzory. Materiał już masz. Nadszedł nas by przyjąć swój dar!
Dziewczynka wiedziała, że mocą swojej wewnętrznej decyzji może zdecydować, lub nie, by przyjąć swój dar. A ponieważ była bardzo ciekawa postanowiła, ze dar przyjmie już teraz.
By móc coś prawdziwie przyjąć, trzeba jednak także coś zostawić. Dziewczynka wiedziała, że w głowie ma jeszcze czarną kropkę lęku. Te same kropki, może nieco większe, wyraźniejsze, widziała w głowach swoich przodkiń, a także swojej mamy, gdy wystarczająco długo jej się przyglądała. Kropki te łączyły się ciemną, niewyraźną nitką, tworząc wokół kobiet i dziewczynki sieć. Jakże więc tę nitkę z głowy wyjąć? Czyż nie sprawi to, że drogi do swoich przodkiń już więcej nie odnajdę? – wątpiła Dziewczynka. Kropka jednak uwierała i sprawiała, że trudno było polecieć, nawet gdy, krocząc zarośniętą ścieżką, w pewnym momencie poczuła wyraźnie, że ma sowie skrzydła. Lęk więc zdecydowała się zostawić. Z wielką wdzięcznością, że to także dzięki niemu życie zostało podane dalej. Ogromna radość zapanowała pomiędzy kobietami. Zapaliły ogień, w którym płonęły po kolei wszystkie kropki. Okazało się bowiem, że gdy jedna z klanu wyjmuje ze swojej głowy lęk, dla wszystkich pozostałych okazuje się to bardzo proste i oczywiste.
Najstarsza z najstarszych przodkiń, ta-od-której-wszystko-się-zaczęło, zachęcona radosnymi uśmiechami pozostałych kobiet, stwierdziła, po dłuższej chwili, że może także nadszedł już czas na odczynienie klątwy ukrywania się. Nalegała jednak by zostawić niewidzialność, bo ta przecież może się czasem przydać. Dziewczynka jednak nie widziała sensu w utrzymywaniu niewidzialności. Miała przecież całkiem nowy dar, którym będzie potrzebowała się opiekować. Dar ten, ponoć, jest potrzebny światu. Jak więc można pozwolić mu się rozwijać i prowadzić, jednocześnie pozostając niewidzialną? Ta-od-której-wszystko-się-zaczęło, lekko wycofana, patrzyła jednak, ze łzą wzruszenia w oku, na to jak jej wnuczka, ściąga, jak wąż, skórę tej-która-się-ukrywa. Skóra pięknie płonęła żywym, tańczącym ogniem. I nie było już wątpliwości, że to była dobra decyzja.
Po tym wszystkim, bez zbędnych poszukiwań, Dziewczynka poczuła swój dar, ukryty głęboko w dole brzucha. Nie było żadnej trudności, dar sam wyskoczył w jej otwarte dłonie. Było to małe, zasuszone i bardzo, bardzo stare ziarenko. Biało-czarne ze spiralnym wzorkiem. Nie było żadnych wątpliwości, że najbardzej odpowiednią glebą dla niego będzie serce Dziewczynki. Najdelikatniej jak umiała, włożyła ziarenko do serca. Wtedy w jej brzuchu pojawił się ogień. Delikatny, acz zdecydowany płomień. Delikatnie ogrzewał ziarenko. Jasnym było, że teraz już wszystko wydarzy się we właściwym dla siebie momencie.
Nie wiedząc zupełnie kiedy i jak, po nocy pełnej tańców, śpiewów i świętowania, Dziewczynka znalazła się z powrotem w swoim łóżeczku, w letnim domu rodziców. Obudziła się rano zmęczona, lecz szczęśliwa. Coś się całkowicie zmieniło. Wiedziała, że nie jest już tym kim wcześniej była. Teraz była wnuczką Kobiet-które-rozmawiały-z-lasem. Sowią, leśną siostrą. Nigdy nie będzie już sama i nigdy też nie była. Nawet gdy myślała, że jest zupełnie inaczej.